Na dzisiejszym wyjeździe nie było mi smutno, bo nie jechałam sama. Wybrał się ze mną mój kochany mąż Marcin oraz Paweł (kolega z dawnych rowerowych czasów). Jednak w Warzymicach Paweł się od nas odłączył i pojechał dalej (ma zamiar zrobić ok. 150 km), a my bardzo rekreacyjnym tempem pojechaliśmy swoją trasą. Droga fajna, pogoda super - czego można chcieć więcej... no można dłuższej trasy ale to jeszcze nie teraz. Póki co muszę męża przekonać, że na góralu też da radę przejechać 60 km to w końcu tylko 2 razy tyle co dzisiaj ;)
Pierwsze 36 km za mną :D Trasa: Legnicka -> Milczańska -> Mieszka I -> Autostrada Poznańska -> Batalionów Chłopskich -> Walecznych -> Romantyczna -> Świętochowskiego (droga powrotna tą samą trasą). Dzisiaj wyprawa na działkę - mały test czy dam radę tyle przejechać. Na początku był stres związany z przejechaniem po Poznańskiej ale jak minęły mnie dwa tiry to już się oswoiłam i nawet nie było tak źle. Samochodziarze starali się mijać mnie szerokim łukiem, chyba że byłam akurat na odcinku gdzie trwają roboty drogowe wtedy było trudniej ale i tak daliśmy radę. Kondycyjnie nie jest ze mną źle z czego się bardzo cieszę, ale po tak długiej przerwie w jeżdżeniu bolą mnie trzy rzeczy... tyłek, dłonie i stopy... No cóż trzeba się przyzwyczaić :D
Trudne początki... Trasa krótka z ulicy Szafera przemieściłam się na 9 Maja (przez Wierzbową) eh... po 8 latach przerwy wracam do mojej pasji - jazdy na rowerze. A wszystko przez pewnego osobnika (Paweł wielkie dzięki), który na swoim info na GG miał linka do swojego bloga rowerowego. No i stało się - zobaczyłam zdjęcia, powróciły wspomnienia i niewiele myśląc pojechałam zobaczyć jak mój rower wygląda po tak długiej przerwie. To co zobaczyłam - szczerze mówiąc załamało mnie, ale poprosiłam mojego kochanego tatę aby pomógł mi doprowadzić rower do takiego stanu żebym mogła na nim jeździć. Tata oczywiście się zgodził i już po 3 dniach dostałam rower spowrotem. Dzisiejsza trasa to przejazd do domu od taty. Na początku było ciężko bo rower nie chciał się mnie słuchać, ale po klikunastu ;) minutach nauczyłam się znowu jeździć na rowerze i mam nadzieje, że teraz będzie już tylko lepiej.